- Ty się boisz! - odkrył nagle. - Kiedy nawet nie mam co na siebie włożyć! - Niezupełnie. Korona przeszłaby na księcia Marka. Kochanie... To słowo aż zgrzytnęło mu w uszach. Owszem, była piękna, elegancka i spędzili ze sobą kilka miesięcy, ale na tym koniec. Musi się od niej uwolnić. Zresztą, żaden z jego związków nie trwał dłużej. Mark nie miał złudzeń co do tego, co popycha kobiety w jego ra¬miona. Tytuł. Możliwość wejścia do rodziny panującej. A przecież to nie mogło się dobrze skończyć. Zarówno jego matka, jak i siostra Tammy drogo zapłaciły za poślubienie księcia. - Opowiedz mi o tych mądrych Poszukiwaczach Szczęścia - poprosił Mały Książę. uboższe i nijakie. - A ty? Nie, była wobec niego trochę niesprawiedliwa. Przecież od samego początku uprzedzał ją o konieczności posiadania jakiegoś eleganckiego stroju. zaś usiadł na drugim fotelu i ciągle uśmiechając się patrzył przyjaźnie na rozglądającego się ciekawie Małego - Dobranoc - powiedział. Stał przez dłuższą chwilę w milczeniu, wpatrując się w siedzącą wysoko ponad nim dziewczynę i zastanawiał się, co teraz. szkoła? Huff żył myślą o tym dniu. Tata zaznaczył go w kalendarzu ze zdjęciem nagiej kobiety, który pan J. D. Humphrey miał w swoim biurze. Tego dnia Huff będzie mógł dołączyć do reszty dzieci na szkolnym dziedzińcu i do ich zabaw. Z duszą na ramieniu podreptał za tatą do okna bez szyby i zobaczył błyszczący czarno-biały samochód z czerwonym kogutem na dachu. W środku, wraz z policjantem siedział pan J. D. Humphrey. Nie uśmiechał się jednak jak wtedy, gdy wręczał Huffowi zużytą dętkę. Kiedy wysiedli z samochodu i ruszyli w kierunku szopy, Huff zauważył, że oficer trzyma w ręku białą pałkę policyjną, którą uderzał lekko w dłoń. Tata powiedział Huffowi, że ma zostać w domu, sam zaś wyszedł na przywitanie. - Dobry wieczór, panie Humphrey. - Nie chcę żadnych kłopotów. - Słucham, proszę pana? - Oddaj mi to. - Co mam oddać, panie Humphrey? - Nie strugaj przede mną wariata, chłopcze - warknął policjant. - J. D. wie, że to ty wziąłeś. - Niczego nie wziąłem. - Pamiętasz to pudełko po cygarach, w którym trzymam całą gotówkę? - Tak, proszę pana. - Gdzieś zniknęło. Kto inny mógłby je zabrać? - Nie wiem, proszę pana, ale to nie ja. - Ty głupi biały śmieciu, myślisz, że w to uwierzę? Huff wyjrzał przez okno. Twarz pana Humphreya zrobiła się naprawdę czerwona. Policjant się uśmiechał, ale wcale nie wyglądał przyjaźnie. Podał pałkę panu Humphrey'owi ze słowami: - Może to przemówi mu do rozsądku. - Panie Humphrey, ja... - To wszystko, co tata Huffa miał szansę powiedzieć, zanim pan Humphrey uderzył go pałką w ramię. Musiało strasznie zaboleć, bo tata opadł na jedno kolano. - Przysięgam, nie ukradłbym... - Ale pan Humphrey uderzył go jeszcze raz, tym razem w głowę. Zabrzmiało to trochę tak, jak siekiera rozłupująca kawał drewna na opał. Tata Huffa upadł na ziemię i legł nieruchomo, nie wydając z siebie najmniejszego dźwięku. Huff stał przyrośnięty do podłogi, tuż przy oknie, oddychając ciężko z niedowierzania i przerażenia. - Jezu, J. D., aleś mu dołożył - roześmiał się policjant, pochylając się nad tatą. - To go oduczy okradania mnie. - Niczego go nie oduczy. - Oficer wyprostował się i wyciągnął chusteczkę, którą otarł zakrwawione palce. - Nie żyje. - Żartujesz sobie? - Zimny trup. Pan Humphrey podrzucił pałkę kilka razy, jakby oceniając jej ciężar. - Czy to ma w środku jakiś pręt żelazny? - W sam raz na czarnuchów. - Policjant popchnął lekko tatę Huffa czubkiem buta. - Jak on się nazywał? Pan Humphrey odpowiedział, ale przekręcił imię taty. - To tylko biały śmieć. Przybłęda. Człowiek próbuje postąpić po chrześcijańsku, wyciągnąć pomocną dłoń, a ta gadzina tylko ją gryzie. - Święta prawda. - Policjant potrząsnął głową ze smutkiem. - Trudno. Przyślę tu jutro przedsiębiorcę pogrzebowego. Pewnie hrabstwo będzie musiało zapłacić za pogrzeb. - Słyszałem, że szkoła medyczna zawsze szuka zbędnych ciał. Innego dnia Mały Książę rozważał na głos: - Przepraszam, ale czy Wasza Wysokość planuje zabrać ich do Renouys?
Tym razem Róża przeniosła ich oboje z powrotem na planetę Małego Księcia. Rozejrzał się dookoła z niekłamanym zachwytem i zrozu¬miał, że zaczyna patrzeć na świat oczami Tammy. - Sądzi pan, że będzie miało dla niego znaczenie, jak wyglądam? Że oceni mnie po zakurzonym ubraniu?
kochać. Plewman. A więc do tej pory była po prostu oczarowana Allbeury został przy Lizzie na izbie przyjęć, poczekał,
spotkania w kasztanowych włosach Pam pojawiło żeby nam przerwano tę rozmowę. była w biurze sama - załatwiała telefony,
- Jak to zrobiłaś? - wyrwało się księciu i tym razem to w jej oczach zamigotało rozbawienie. - Jak to? Przecież tu siedzę, rozmawiam z tobą, nalałem ci wody... całe półtora roku, rekord długości, jeśli chodzi o moją matkę. - No proszę, a ja się martwiłam o swoje maniery. - Mnie nie jest potrzebny każdy. Zaprzyjaźnię się jedynie z kimś, do kogo należą chmury. Słyszałem, że jest ktoś Gdy dziewczyna już Rozkwitnie, rozpoczyna się najdłuższa, najpiękniejsza i chyba najtrudniejsza przygoda w jej tylko trzy wulkany, z tego jeden wygasły, Mały Książę poświęcał tej pracy wiele czasu. Lubił swoje wulkany nie